niedziela, 22 września 2013

Idealny dzień na ślub ~wikra;*

- W słoneczny dzień, gdy na niebie nie będzie żadnej chmurki. 20 lub 25 stopni. Ołtarz w ogrodzie pod tym dużym, starym drzewem...
- Kochanie wiem, mówiłaś mi to z tysiąc razy- przerwałem ukochanej.
- Ja po prostu chcę, by nasz ślub był idealny- powiedziała siadając mi na kolanach.
- Będzie idealny- pocałowałem ją w czoło.
- Tort!- krzyknęła i pobiegła do telefonu.
Gdy Ludmila wróciła do salonu położyła się na kanapie, kładąc głowę na moich kolanach. Zacząłem gładzić ją po włosach, a ona stwierdziła, że jest zmęczona.
Chwilę później spaliśmy już przytuleni do siebie.
††††††††
Podczas gdy ja gotowałem obiad, Ludmila poszła otworzyć drzwi.
Po dłuższej chwili usłyszałem wołanie narzeczonej.
Wytarłem ręce i ruszyłem do salonu. W drzwiach stała Violetta.
- Federico, czy to co ona mówi to prawda?- spytała Ludmila ze łzami w oczach.
- Nie rozumiem. Co Violetta ci powiedziała?
- Przekazałam jej wiadomość o ciąży Fran- Violetta miała na twarzy uśmiech.
Wciąż nie rozumiałem o co chodzi, więc Violetta kontynuowała.
- Ty jesteś ojcem!
W tym momencie przypomniałem sobie o wydarzeniach sprzed około pięciu miesięcy.
Spojrzałem na Ludmilę. Miała takie smutne oczy, ale zarazem pełne nadziei.
- Pijany byłem...
Twarz Ludmily momentalnie się zmieniła ze smutku w złość. Wściekła narzeczona szybko wybiegła z naszego domu.
- Nie mogłaś najpierw mi o tym powiedzieć?- spytałem wciąż stojącej obok Violetty.
- Nie mogłeś włożyć prezerwatywy?- spytała z uśmiechem, po czym wyszła.
Zamknąłem drzwi i usiadłem na kanapie chowając twarz w dłoniach.
Następnego dnia
Ludmila nie wróciła do domu na noc. Nie dziwię jej się. Gdybym dowiedział się, że będzie miała dziecko z np. Leonem zrobiłbym to samo. Tylko że ciąża Francesci to przypadek, nawet nie jestem pewien czy to prawda. Ojcem może być też Marco...
Wstałem z dwuosobowego łóżka i zszedłem na dół po schodach. Bez Ludmily jest tu tak pusto...
Wyszedłem z domu, by znaleźć ukochaną.
U żadnej z jej przyjaciółek nie znalazłem narzeczonej. Postanowiłem więc wybrać się do jej rodziców.
Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi, a po chwili otworzyła mi Ludmila.
- Daj wyj...- nie dokończyłem, gdyż narzeczona zamknęła mi drzwi przed nosem.
Jak mogę jej to wyjaśnić?
Rozejrzałem się i zobaczyłem uchylone okno na pierwszym pietrze. Szybko wspiąłem się na balkon, a stamtąd jak rasowy włamywacz wszedłem do domu przez okno.
W pokoju leżała Ludmila. Przeglądała jakiś zeszyt, być może pamiętnik.
Usiadłem na łóżku obok ukochanej, a ona podskoczyła wystraszona.
- Ludmilo, daj mi wyjaśnić.
Dziewczynie napłynęły łzy do oczu.
- Nie masz czego wyjaśniać, a teraz wyjdź- powiedziała łamiącym się głosem.
Podszedłem do drzwi i zanim wyszedłem spojrzałem na Ludmile.
- Kocham cię- szepnąłem.
Wychodząc z pokoju dziewczyna złapała mnie za rękę.
Po chwili patrzenia sobie w oczy ukochana puściła moją dłoń, w której znalazłem pierścionek zaręczynowy.
- Odwołaj wszystko- szepnęła.
††††††††
W dzień ślubu, który się niestety nie odbędzie, wyszedłem z domu i usiadłem na ławce pod starym drzewem w ogrodzie. To tu dzisiaj mieliśmy z Lud powiedzieć sobie sakramentalne "tak".
Kiedy prawie miesiąc temu, oddała mi pierścionek, wyjechała z miasta.
Dlaczego?- zadałem sobie pytanie.
Kocham ją, ale już wszystko stracone.
Wyszedłem z ogrodu i udałem się na spacer.
Przechodząc przez ulicę zauważyłem Ludmile. Ale czy to na pewno ona?
Podbiegłem do dziewczyny.
- Ludmila?- spytałem, a dziewczyna się odwróciła.
Tak, to ona.
- Możemy porozmawiać?
Ludmila nie opierając się złapała mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Podczas drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała.
Usiedliśmy razem na ławce pod starym drzewem.
Już chciałem się odezwać, ale Ludmila krzyknęła i upadła na ziemię.
- Co się dzieje?!- krzyknąłem wyciągając z kieszeni telefon.
Obok mnie przepełzł wąż. Spojrzałem na nogę dziewczyny. Widniały na niej ślady po ukąszeniu.
Zadzwoniłem wtedy na pogotowie.
Czekając na karetkę próbowałem jakoś pomóc Ludmile, ale na darmo. Dziewczyna uspokoiła się i uśmiechnęła. Złapałem ją za rękę. Wiedziałem, że to są nasze ostatnie chwile.
- To byłby idealny dzień na nasz ślub- szepnęła i zamknęła powoli oczy.
- Ludmila, Ludmila! Nie odchodź! Kocham cię! Lud!
Dziewczyna już nie otworzyła oczu.
Funkcjonariusze pogotowia wbiegli do mojego ogrodu, ale dla mnie to nie miało znaczenia.
Straciłem ją. Straciłem ją na zawsze...
Pochowałem Ludmilę w ogrodzie, pod starym drzewem. W sukni ślubnej, a na jej i swój palec włożyłem obrączki.
Ludmila do dzisiejszego dnia leży w ogrodzie. Jak chcecie, możemy ją odwiedzić.
Wstałem powoli z bujanego fotela i wraz z dzieckiem moim i Francesci, Diego i Violetty, Leona i Lary, Marco i Fran, Camili i Broadwaya oraz bliźniakami Natalii i Maxiego wyszedłem do ogrodu.
Ogród był tajemniczy i stary.
- Nikt tu nie wchodził od pięćdziesięciu lat- powiedziałem idąc z dziećmi pod drzewo.
- Dlaczego nie odwiedzałeś Ludmily?- spytała cicho Valeria, córka Violetty i Diego.
Dobre pytanie. Przez pięćdziesiąt lat nie przyszedłem tu. Bałem się? Przecież Lud jest moją miłością. Sam już się nie rozumiem.
Zatrzymaliśmy się nad grobem Ludmily. Obok stała ta sama ławka i rosło drzewo.
- Czy Ludmila była ładna?- spytał Nax.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Była piękna.
W tym momencie zobaczyłem Ludmilę. Wyglądała tak, jak pięćdziesiąt lat temu. Ja też jestem znów młody. Dzieci gdzieś zniknęły. Umarłem?
- Wreszcie możemy być razem- szepnęła idąc w moją stronę w białej sukni ślubnej.
Znaleźliśmy się w ogrodzie. Wszystko wyglądało tak, jak przed jej śmiercią.
Staliśmy przy ołtarzu, który nagle się pojawił.
- Miałaś rację, to idealny dzień na nasz ślub...

2 komentarze:

  1. super <333
    smutny trochę, ale nic nie szkodzi ;( ;)
    next o Diego i Violi lub Tomas i Viola <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. Wikra, możesz pisać o Dielettcie, a mnie zostawisz Femiłę? Pliss :)

    OdpowiedzUsuń